Żyję, jestem, i mam się dobrze. Nie pisałam, bo ostatni rok obfitował w wydarzenia i trochę problemów, ale już wychodzimy na prostą, i wyraźnie widzę wyjście z tunelu 🙂
W domu i ogrodzie wszystko ok, kot ma się świetnie, my też. W 2022 byłam w 3 nowych miejscach – z racji służbowych wyjazdów K. zwiedziliśmy prześliczną Lucernę i elegancki Hamburg, a poza tym w końcu, z 2-letnim poślizgiem, pojechaliśmy na wakacje do Splitu (piękne historyczne miejsce, i dużo do zwiedzania w okolicy). Jak mi się kiedyś będzie bardzo nudziło, to wrzucę kilka fotek. Odwiedzili mnie też kuzyni z połówkami, i pokazałam im trochę Irlandii. W tym roku zdążyłam już też towarzyszyć K. do uroczego francuskiego miasteczka LePuy, i odwiedziłam moją K. w Poznaniu. A to wszystko oprócz najważniejszej przygody!
Jeśli ktoś pamięta, był wpis z września 2021 o włoskim mieście Chioggia. Byliśmy tam wtedy na zwiadach, obejrzeć potencjalne miejsce na zakup mieszkania wakacyjnego, w ramach lokaty kapitału. Oczywiście, gdybym miała kryształową kulę, może zdecydowałabym nadpłacić kredyt za dom zamiast ładować kasę w drugie mieszkanie, ale kuli nie miałam… Teraz kredyt rośnie, ale nie szokująco, a mieszkanie jest!
Poszło dość gładko – od miesięcy śledziliśmy bardzo dobrą stronę z nieruchomościami Idealista (jest nie tylko we Włoszech). Okazało się, że nie można mieć wszystkiego, i budżet należało nieco zwiększyć jeśli chcieliśmy 2 sypialnie, balkon itp. Potem polecieliśmy w lutym i maju obejrzeć wystawione na sprzedaż mieszkania, z czego 2 wpadły w ostatniej chwili – wysyłałam maile do agencji z lotniska w Dublinie! Long story short, z 11 mieszkań (było 12, ale jedno zostało zaklepane – gdy pierwsza osoba składa ofertę, mieszkanie jest zdejmowane z ogłoszenia) dwa nam się spodobały, oba w tej samej cenie, tylko jedno dużo mniejsze, a drugie ogromne i z dwoma balkonami, z cudnym widokiem na całe stare miasto! Zgadnijcie, na które złożyliśmy ofertę…. 🙂 Oferta została przyjęta, i już w czerwcu lecieliśmy podpisywać umowę kupna. Żartowaliśmy, że mieszkanie zbyt tanio było wystawione, i że albo się spieszyło właścicielom, albo jest jakiś problem ukryty hehe…
Kto się śmieje… Problem wyniuchałam sama bardzo szybko, ale potwierdziło się dopiero jak z rodzicami sprzątaliśmy mieszkanie w sierpniu. W kuchni pod zlewem w ścianie był wyciek gazu! Nie wiem, jak długo tak sobie ulatywał, na pewno od miesięcy. Właściciel, jak go od razu pytałam, to mi najpierw wmawiał, że to środki czyszczące, a potem, że tak, czuł coś, ale okno zawsze trzymali uchylone!!! Brak słów… W sierpniu w każdym razie zadzwoniłam do firmy Italgas, od dystrybucji gazu. Pomimo kompletnego niedogadania się (ja po włosku nic, oni po angielsku nic) zrozumieli że gaz i adres, i za godzinę był pan, który zrobił test, po czym odłączył gaz, zaplombował licznik i… sobie pojechał. No więc zostaliśmy bez gazu (czyli bez ciepłej wody, grzania i możliwości gotowania), ale przynajmniej też bez ryzyka wielkiego BUM. No i zaczęła się saga…
Agent, co sprzedał nam mieszkanie, kajał się, że nic nie wiedział – i mu wierzę, a my żadnego survey też nie zrobiliśmy. Jako że byliśmy bez gazu, a praca agenta kończy się dopiero, gdy wszystkie media są podłączone i przepisane, to niby nam nadal pomagał, ale powiedzmy sobie szczerze – nie wysilał się, a inicjatywy mógł wykazać dużo więcej. W skrócie – w sierpniu to są urlopy, a od września do listopada zdołałam tylko zorganizować wizytę 3 hydraulików, którzy nie byli zainteresowani robotą. Dojście do rurki z zewnątrz jest prawie żadne, i najlepszą opcją było wykucie ściany od wewnątrz – więc po co się męczyć, jak mogą inną, łatwiejszą robotę wziąć chłopaki. Zima się zbliżała, a nam rósł poziom stresu… W końcu przyszło olśnienie, żeby szukać nie hydraulika, a większej firmy co zarządza mieszkaniami wliczając remonty. Szukaliśmy po angielsku, a potem i po polsku, i nareszcie, okrężną drogą, trafiłam na obecną agencję, gdzie pracuje nasza rodaczka, więc nareszcie mogłam się dogadać!
Wreszcie wtedy ruszyło, a w tunelu pokazało się światełko 🙂 Agencja miała zaprzyjaźnioną firmę remontową, i spotkałam się ze wszystkimi w grudniu, pokazałam mieszkanie, i listę robót do wykonania (bo wprawdzie mieszkanie było w stanie dobrym, ale lista rzeczy do zrobienia zawsze jest – a to okno wymienić, a to ściany popękane, prysznic stary itp.). Podpisaliśmy umowę, i w lutym z K. przygotowaliśmy chałupę do remontu, który zaczął się w marcu. Mieszkanie przeżyło zimę – było chłodno, ale sucho, nic nie popękało, więc ulga. No i byłam tam kilka dni temu – remont już jest na ukończeniu, standard wykonania świetny, i co najważniejsze – gaz naprawiony i podłączony! Więc kamień spadł nam z serca, i nieśmiało zaczynamy się cieszyć… Lecimy z K. na majówkę sprzątać, wieszać, dokupić co nieco w Ikei, i to będzie de facto tyle. Potem zostanie tylko zrobić grafik chętnych do wyjazdów 🙂