Kopę lat, ale o czym tu pisać…
Święta spędziliśmy lokalnie, rezygnując z wylotu do Polski (bo najpierw w Polsce pozamykano wszystko i odwołano Sylwestra, a potem wyskoczyła historia z wariantem z UK, więc się zaczęłam bać utknięcia w Polsce na dłużej). Przynajmniej dostaliśmy last minute zaproszenie na Wigilię do Waterford, więc nie ominęła mnie wigilijna wyżerka! No i trochę się przewietrzyliśmy – Waterford, potem co. Cork na obiad świąteczny u teściów (nadal to-be), i jeszcze przejażdżka do Newbridge. A potem nas zamknęli znowu w Levelu 5, i to cholerne 5km mnie już o klaustrofobię przyprawia!!!
W ogóle rzygam już tym wirusem, ograniczeniami i tym, że życie jest on-hold. Gdy w maju zeszłego roku przekładaliśmy wesele na czerwiec tego roku, przez myśl by mi nie przeszło, że to gówno jeszcze będzie się panoszyć! Wprawdzie już była nadzieja w grudniu, bo szczepionki, ale potem rozhulał się nowy wariant brytyjski i znowu jesteśmy w ciemniej dupie… W Irlandii ponad 70% przypadków to ten nowy wariant, i czytałam, że w USA też zaczyna się ładnie rozprzestrzeniać. Jedyna nadzieja w szybkich szczepieniach, żeby przerwać ten łańcuch zakażeń. O ile na początku myślałam – ja poczekam, niech inni się zaszczepią najpierw, tak teraz jutro bym się dała pokłuć, jeśli byłoby to możliwe!
Wesele też mnie przyprawia o stres. Odnawiamy papiery, bo co innego pozostaje, poza odwołaniem ślubu, ale wtedy co – od nowa zabawa z papierami z Polski tu dla mnie? Wygląda na to, że jedziemy z tym koksem i o ile nie stanie się po drodze nic uniemożliwiającego wyjazd do Polski (mam nadzieję, że do czerwca Polska się już otworzy, i hotele, wesela itd. będą business as usual), to wyrywamy się stąd, choćby po trupach Gardziarzy chroniących dojazd do lotniska! Pytanie oczywiście, ile osób stąd da radę przybyć – kiepsko to wygląda… Ostatnie obostrzena to test PCR żeby w ogóle wjechać na lotnisko w Dublinie, PCR po powrocie, i obowiązkowa (!do tej pory to było zalecenie!) kwarantanna 14 dni (w domu, lub w hotelu dla niektórych krajów), chyba że drugi test się zrobi po 5-ciu dniach. Test PCR zaczyna się od 100e…. Oczywiście jest szansa, że do czerwca trochę odpuszczą, może wprowadzą tańsze i szybsze testy antygenowe, ale generalnie najłatwiej będą mieli ludzie zaszczepieni. Do tego Rajan odchudza grafik lotów, kolejny problem…
Więc skoro już będziemy opuszczać tę chwilowo-strasznie-klaustrofobiczną-i-histeryczną wyspę, a po powrocie będą problemy, to pomyślałam – wyjechać raz a dobrze! I zostać w Polsce na kilkutygodniowe wakacje – od dawna chodzą za mną Mazury, a i Tatry chciałam K. pokazać. Drążę temat, bo ja po prostu MUSZĘ się gdzieś wyrwać w najbliższym czasie, bo się uduszę!
A tutejszy rząd mnie wkurwia, bo zamiast sprzedawać informacje pozytywne, jak liczba zaszczepionych, to codziennie informuje o liczbie chorych/ w ICU/ zmarłych – zero podnoszenia na duchu, i tylko doom and gloom (nawet Mike O’Leary się ze mną w tym zgadza!). I zero światełka w tunelu, jakiejś obietnicy, że jak się teraz zepniemy, to za X tygodni poluzują to czy tamto. Nie – lockdown do 31 stycznia, przedłużony do 5 marca, proszę się nie spodziewać jakichś szalonych zmian po 5 marca, a w ogóle to proszę nie planować zagranicznych wakacji w tym roku, może staycations, a ze świętami Bożego Narodzenia to też ostrożnie………. NOSZ KURWA! Nie wspominając, że slepy pozamykane, fryzjerzy takoż (więc znowu strzygę K. – teraz w końcu zamówię nożyczki fryzjerskie z Avon), a w obrębie 5km to gówno jest.
Normalnie ckni mi się za Polską… Tam chociaż są pozory normalności, nie ma głupich 5km, można się spotykać z rodziną czy małą grupą przyjaciół, iść na zakupy czy do muzeum. No i widać, że szczepią!
Ulało mi się, wiem, ale już naprawdę zaczynam mieć dosyć. Jestem zmęczona i sfrustrowana, a do tego kolejne miesiące spędzę denerwując sie weselem, zamiast nim cieszyć. Nadzieja chyba tylko w ładnej pogodzie….
Oczywiście chodzę na spacery z przyjaciółkami, wymykam się na kawę do sąsiadki (wszelkie wizyty domowo-ogrodowe są zabronione), dogadzam sobie winem, świeczkami, herbatami, kąpielami, książkami itp., ale to działa na krótką metę. Pierwszy lockdown to było novum – ludziom podobało się spowolnienie tempa, pogoda była piękna, no i baliśmy się wirusa, ale każdy kolejny lockdown to już był wrzód na tyłku. A końca nie widać, przynajmniej nie w Irlandii…
Kot poprawia nam trochę humor. Wprawdzie potrafi być upierdliwy i dobijać się do sypialni od 5 rano, a czasem łazi i tęsknie miauczy nie wiadomo czemu (wyczesany, wygłaskany, nakarmiony, WTF??), ale jest śmieszny i rozkoszny, i nie potrafię się na niego wkurzać 🙂 Czasem dostaje wścieku i lata od sypialni do sypialni – w salonie na dole to brzmi, jakby kucyk nam biegał nad głowami! Gama dźwięków, jakie wydaje, jest spora – część jest mi znana po poprzednich kotach, ale część jest nowa. Wypuszczam go na ogród – łazi sobie trochę, obwąchuje meble (inne koty bywają na ogrodzie, więc to je czuje), siedzi i duma, czai się na ptaki, a potem ‘miau miau’ i leci do mnie lub dostojnie wraca. Pocieszny jest 🙂
A teraz z innej beczki. Z racji zimy oglądamy dużo TV, a RTE i SKY zapewniają rozrywkę na długie godziny.
Dwa dni temu obejrzeliśmy ostatni odcinek Vikings. 6 sezonów, i chyba dobrze, że teraz zakończyli – Wikingowie dotarli na Islandię, Grenlandię i nawet do Kanady, chrystianizacja staje naprzeciwko starym wierzeniom w bogów i Walhallę – coś się kończy, coś się zaczyna…. Serial jest świetny. Jedyne, czego się trochę czepnę, to że za mało było ostatnio…. flaków i krwi! Pierwsze sezony były pełne krwawych rytuałów i scen walki, a ostatnio wszystkie bitwy jakoś tak samo wyglądały. Podobało mi się to, że pokazano podboje, ale i układy Wikingów z Anglią, Francją, Rusią, no i wyprawy w rejon morza Śródziemnego. Wrażenie wywarło też na mnie widoczne równouprawnienie kobiet, zwłaszcza na polu bitwy. Jeśli ktoś jeszcze nie widział, to polecam – coś innego!
Innym serialem, gdzie jednym ciągiem łykaliśmy kolejne 3 sezony (jest jeszcze czwarty!), jest Yellowstone, z Kevinem Costnerem w roli głównej. Oh my oh my…. Ładnie się starzeje pan Bodyguard 😉 A serial opowiada o właścicielu ogromnego rancza w Montanie, jego rodzinie, kłopotach, biznesach i potyczkach… Z jednej strony Indianie chcący odzyskać ziemię czy postawić kasyno, z drugiej ubrani w kowbojskie kapelusze gangsterzy terroryzujący okolicę i wciskający każdemu swoje automaty do gry. Zderzają się dwa światy – kowboje, dla których styl życia chyba się za bardzo nie zmienił od 100 lat (jak zobaczyłam płócienne namioty, to wymiękłam….), i dla których ziemia to największy skarb, i biznesmeni, chcący w pięknej okolicy budować lotnisko, hotele i stoki narciarskie. Ogląda się rewelacyjnie, no i temat nieoklepany!
Inny ciekawy program, 10-odcinkowy (zgodziliśmy się z K., że 2-3 za dużo), to Terror, o wyprawie dwóch okrętów w połowie XIXw. na poszukiwanie przejścia północnego. Wprawdzie wsadzili tam jakieś nadprzyrodzone monstrum, ale poza tym bardzo ciekawy serial, pokazujący, z czym musieli sobie radzić odkrywcy przecierający szlaki… Człowiek od razu docenia ogień w kominku, gorącą herbatę i kieliszek wina, plus pełną lodówkę! Ale gdyby nie tacy szaleńcy…..
Serpent z kolei opowiada historię seryjnego mordercy, który w 1975-76 zabił, głównie w Tajlandii, wielu turystów backpackerów z różnych krajów europejskich. Wtedy paszporty podrabiało się znacznie łatwiej, dzięki czemu podróżował po Azji południowo-wschodniej używając imion i dokumentów swoich ofiar. Tylko dzięki uporowi młodego urzędnika holenderskiego konsulatu, który de facto niemal sam prowadził śledztwo na własną rękę, w końcu włącza się Interpol. Został nam do obejrzenia ostatni odcinek…
A przed chwilą właśnie skończyliśmy oglądać duńską serię The Investigation, przedstawiającą historię śledztwa w sprawie zabitej w 2018 na łodzi podwodnej dziennikarki Kim Wall. Historia oczywiście prawdziwa, i pozostaje się cieszyć, że zabójca został uznany winnym, pomimo braku konkretnej przyczyny śmierci (poćwiartowanie ciała i wyrzucenie obciążonych członków za burtę nie równa się morderstwu…). Dziwiła nas tylko metoda prowadzenia śledztwa, np. nieskalane notatkami i zdjęciami białe tablice, opóźnienia w zaangażowaniu specjalistów itd. Saga Noren z The Bridge powinna ich przeszkolić 😉
No a w piątek przyjedzie nowy SKY box, więc czyścimy na gwałt stary, a w ofercie wzięłam na kilka miesięcy sport i filmy za pół ceny. Więc K. już ogląda swoje piłki, a ja ostrzę sobie pazurki na kilka filmów na SKY, skoro już będziemy na bieżąco z programami i serialami!